Przez cały seans towarzyszyła mi myśl, że tak samo jak Jack robi karierę, kradnąc cudzy dorobek, tak i twórcy tego bardzo przeciętnego filmu wykorzystują muzykę Beatlesów, żeby z niestrawnej papki zrobić coś chociaż odrobinę satysfakcjonującego dla widza. Ale świetny soundtrack nie wystarczy, gdy fabuła jest kiepska, a postaci drewniane. Jack i Ellie to najbardziej nieprzekonująca para w historii romantycznych filmów. Himesh Patel jest dla mnie tragicznym aktorem (chociaż wokal ma ładny), a sama jego mimika sprawia, że mamy ochotę nim potrząsnąć i krzyknąć, żeby przestał być taką skończona ciapą. Partnerująca mu Lili James kryguje się i robi, co może, ale jest bodaj jeszcze bardziej irytująca... Nie wiem, kto i w jakim strasznym świecie (może w takim bez Meg Ryan, Hugh Granta, Julii Roberts i dobrych komedii romantycznych) uznał, że ta para do siebie pasuje. Pozostałe postaci są równie złe. Może tylko czarny charakter, czyli menadżerka Debra, jakoś się wyróżnia na tym bezbarwnym tle. Ale - są też plusy. A w zasadzie jeden plus. Czyli właśnie The Beatles. I wszystkim fanom czwórki z Liverpoolu mimo wszystko w kilku scenach w oku zakręci się łezka :) Krótki wątek Johna Lennona jest bardziej rozczulający niż cały ekranowy romans, a sama wizja świata bez jednego z największych zespołów w historii muzyki trafia do wyobraźni. Wyobrażam sobie, że "Yesterday" powstało z miłości do Beatlesów. I pozostaje mi tylko z sympatią współczuć twórcom - tak jak współczułam Jackowi, który niestety był, jest i będzie kompletnym beztalenciem.
I jeszcze drobna dygresja: wy wszyscy, którzy wyszliście w trakcie "Hey Jude" podczas napisów końcowych, nie doczekawszy nawet: NANANANANANANA, nie macie Boga w sercu! ;)
Ja chyba wyszedłem, ale dopiero jak oglądałem drugi raz, ale za pierwszym dosłuchałem do końca.
I dodam, że nie odbieram tego jako komedii romantycznej, szczególnie że ten wątek pojawił się dopiero w połowie filmu i w sumie niewielki procent czasu ekranowego stanowił. Chociaż od początku widać było, że jest w nim zakochana.
W sumie masz rację. Może pospieszyłam się z zakwalifikowaniem filmu jako komedii. Chociaż wciąż uważam, że wybranie innych aktorów do głównych ról byłoby korzystne :)
Zgadzam się z tym co napisałaś poza tekstem o świetnym soundtracku, wiem kwestia gustu ale nie mam wątpliwości że piosenki Beatlesów może poza tytułową, zwłaszcza w jego wykonaniu nie pozwoliłyby mu się wybić i dalej by je grał po knajpach. Z perspektywy czasu i patrząc ile nieporównywalnie lepszej muzy wyszło nawet w tej dekadzie piosenki Beatlesów są poprostu słabe. Są utwory które nigdy się nie starzeją ale nie u nich.