Opowieść o Ed Woodzie tańca nowoczesnego. Nie potrzebuje uznania, a samą radość sprawia mu robienie tego co lubi. Czyli muzyka i odloty na ecstasy własnej roboty. Bardzo pozytywna rzecz, a co najlepsze nakręcona z pomysłem. Do teraz nie jestem pewien czy to dokument czy paradokument. Choćby nawet ktoś odpisał mi co to właściwie jest, nie będę w stanie uwierzyć w żadną z opcji :)
Jak dla mnie to film o niespełnionych ambicjach samotnego dziwaka z małego miasteczka gdzieś w Norwegii. Patrząc z tej strony, już nie jest tak wesoło. Może "no bad days" i dragi to recepta na wyżej wymienione, i czy nie jest to dość powszechne zjawisko?