Istnieją filmy, które oglądać należy inaczej, niż zwykłą fabułę - doszukując się walorów w wiernym i dosłownym portrecie
biograficznym i psychologicznym. Myślę, że do takich należy ten właśnie - to bardziej OBRAZ niż FILM. Zrealizowany w
konwencji teatralnej (może niektórych ta teatralność nieco razić), ale właśnie dzięki temu postać Edyty Stein staje się
bardzo wyrazista, zaś główne dylematy moralne stają się mocniej wyekstrahowane z fabuły. I myślę, że był to świadomy
zamysł reżysera. Ponadto wspaniałą rolę odgrywają tu niektóre ujęcia, takie jak bal karnawałowy, rozmowa z Hellerem
przy harfie, czy spotkanie na cmentarzu żydowskim - to wszystko pełni tu rolę jakiejś alegorii, zamkniętego w kadrze
symbolu...
No dobrze, ale gdzie postać profesora Romana Ingardena, z którym profesor Stein korespondowała? Chyba nawet w klasztorze gdzie nadal pracowała naukowo, oboje zajmowali się fenomenologią.
No tak, po prawda - tego ważnego wątku chyba tu zabrakło (dawno film oglądałem, ale myślę, że inaczej zwróciłbym na ten motyw uwagę).
A mnie oprócz niesamowitych dialogów wzrok zatrzymywał się na krajobrazach,kapela na balu była niesamowita .
Mam wrażenie że dzisiaj takich filmów się już nie kręci.Czy to kwestia wrażliwości czy specjalnych zabiegów?
Mocna i klarowna filozofia ukazana w filmie może nie przemówi do każdego,ale z pewnością pobudzi do zamyślenia .
Polecam każdemu -to trzeba zobaczyć.
Można roztrząsać różne wątki i postaci ,ale po jednym obejrzeniu zbyt dużo emocji ....