Dokonywane są morderstwa na osobach katolickich duchownych. Ojciec Bob miał kontakt z mordercą, ale obowiązuje go tajemnica spowiedzi. Chcąc uniknąć dalszych ofiar, sam stara się zapobiec nieszczęściu. Co z tego wyniknie, widz dowie się po prawie 100 minutach seansu. Taki pół kryminał, pół dramat osobisty kapłana, którym targają moralne rozterki.
Drażniła mnie konwencja filmu telewizyjnego, w tym powolna narracja (o mało nie zasnąłem). Brak dynamiki. Fabuła nie powala. Rozwiązania finałowe bez większych emocji.
Można obejrzeć dla Donalda Sutherlanda, ale ostrzegam: jest cała masa o wiele lepszych kryminałów (i to nie tylko z tej najwyższej półki)
4/10
P.S.
W poprzednim poście, ktoś starał się oceniać film przez pryzmat "Imienia Róży". Dziwne. Ale chyba nigdy się nie dowiem, o co temu komuś chodziło. No nic.