Kolejne dni festiwalu
EnergaCamerimage dostarczają pokazów nowych najgłośniejszych filmów, a my codziennie dostarczamy Wam relacje z najważniejszych wydarzeń. Po wywiadach z
Samem Mendesem, który przyjechał do Torunia z filmem "
Imperium światła" (wywiad do obejrzenia
TUTAJ) oraz
Jeana-Jacques'a Annauda o jego bogatej filmografii (sprawdźcie
TUTAJ) mamy dla Was recenzję wyczekiwanego "
Glass Onion", czyli drugiej odsłony "
Na noże"
Ryan JohnsonRiana Johnsona. Tym razem na ekranie obok
Daniela Craiga zobaczymy m.in.
Edwarda Nortona,
Kate Hudson i
Dave'a Bautistę. Fragment recenzji Michała Walkiewicz znajdziecie poniżej. Całość – na karcie filmu
TUTAJ.
A pod linkiem
TUTAJ przeczytacie recenzje innych filmów pokazywanych na
EnergaCamerimage.
***
recenzja filmu "Glass Onion", reż. Rian Johnson
Cebulaki
Kto jak kto, ale
Rian Johnson zna doskonale znaczenie słowa "dysrupcja", które przez przypadki odmieniają bohaterowie jego najnowszego filmu. Choć z powodzeniem stosowany w społeczno-kulturowo-biznesowej nomenklaturze, to w gruncie rzeczy termin medyczny, oznaczający ujawnienie się strukturalnej wady w prawidłowo dojrzewającym organizmie. Dość powiedzieć, że takim organizmem były dla niektórych "
Gwiezdne wojny", zaś dysrupcją – "
Ostatni Jedi", czyli film, w którym
Johnson zamienił żelazne narracyjne schematy w mus jabłkowy.
Mówiąc najdelikatniej jak potrafię, nie mogę zrozumieć tej perspektywy, a staram się od kilku lat. Być może dlatego, że w kosmicznym pastuchu, który został joginem, by na jesieni życia zamienić się w jurodiwego, nie dostrzegam ani kumpla, ani przybranego ojca. A może dlatego, że dysrupcja – estetyczna, fabularna, niepotrzebne skreślić – ma dla mnie w kinie niepoliczalną wartość. Tak czy owak, w "
Glass Onion", sequelu kryminału "
Na noże", reżyser mówi o swoich doświadczeniach z zaskakującą mieszanką ironii i żalu. "Nikt tak naprawdę nie chce, by burzyć system" – przekonuje w jednej ze scen. Nie będę się sprzeczał.
Powieści
Agathy Christie, klasyczne czarne kryminały oraz komediowe łamigłówki z kluczem to też jakiś system oraz otaczająca go w popkulturze estyma. Tyle że gwarantująca względne poczucie bezpieczeństwa – tłum z widłami raczej nie zlinczuje żadnego z kontynuatorów tradycji, choćby zglanowali cały panteon mistrzów gatunku. Swoboda interpretacji wpisana jest w samą strukturę tekstu, którego esencją jest, ni mniej, ni więcej, zagadka. Na pierwszy rzut oka "
Glass Onion" jest zaledwie powtórzeniem oryginału; opowieścią o rządzących człowiekiem atawizmach z nadbudówką w postaci społecznego komentarza oraz precyzyjnie utkanej, kryminalnej intrygi. Ale jest też czymś zupełnie innym – nie mylić z "głębszym" – co każe zadać pytanie o sedno samej konwencji.
Zamiast jesiennej szarugi – prażące słońce. W miejscu wiktoriańskiej posiadłości pełnej tajemnych pokoi i niedoświetlonych korytarzy – kwitnąca zielenią wyspa ze szklaną twierdzą pośrodku. W pawlaczu dwurzędowe marynarki, golfy i kostiumy okrywające całe ciało. Na widoku zwiewne szale, bikini, krótkie spodenki. Niemal każdy element scenografii pracuje tutaj na centralną metaforę – o ile "
Na noże" opowiadało o zbrodniach popełnianych w cieniu, o intrygach planowanych za zamkniętymi drzwiami, o inteligentnym markowaniu złych zamiarów, o tyle "
Glass Onion" jest kroniką głupoty, filmem o ukrywaniu się pod latarnią i obnoszeniu z własną niegodziwością. Stąd też tytułowa "Szklana cebula" – górująca nad wyspą, lśniąca kopuła, stępiająca zmysły, optyczna iluzja i zarazem metafora czegoś skomplikowanego, co w gruncie rzeczy jest proste jak cep. Spokojna głowa – w tej iluzji
Johnson potrafi uwięzić i nas.
Całą recenzję Michała Walkiewicza filmu "Glass Onion" można przeczytać TUTAJ.